Śmierć z bombą w kolejce
- 18 paź 2017
- 2 minut(y) czytania
Nie żeby zabłysnąć atrakcyjnym tematem, tylko przy okazji protestu lekarzy rezydentów, wrzucam kamyczek do ogródka. Tak się składa, że jako lekarz chirurg z 30-letnim stażem pracy widziałem na tyle dużo, że czuję się uprawniony do zabrania głosu w sprawie. A rzecz bezpośrednio ludzi chorych dotyczy. Kiedy chirurgowi umrze pacjent to jest to co najmniej przykre. A jaką przykrość czuje rząd państwa polskiego w wyniku działań którego dochodzi do tysięcy niepotrzebnych zgonów? To go nie dosięga, i nie dlatego, że Naczelny Opiekun Chorych nie operuje. On, tak jak rząd myśli globalnie, co mu nie pozwala pochylić się nad pojedynczym człowiekiem cierpiącym, a nad stołem operacyjnym prosto stać się nie da. Sejmowa odpowiedzialność zbiorowa. Nie jestem członkiem władzy, dlatego też nie wypowiadam się tu globalnie, a raczej monotematycznie. Otóż chcę przedstawić sytuację pacjentów z tętniakiem aorty brzusznej, a do tego uprawnia mnie dobra znajomość tematu. Na przykładzie tej jednostki chorobowej przedstawiam sytuację innych chorych ogólnie znaną, ale w tym przypadku na pewno ekstremalnie lekceważoną. Może najwyższy czas na „dobrą zmianę”. Otóż, o ile w leczenie powikłań miażdżycy takich jak zawał serca czy udar mózgu rząd inwestuje, bo dotyczą często ludzi w wieku „produkcyjnym”, to śmierć z powodu tętniaka aorty brzusznej rządowych komisji nie interesuje, bo dotyczy najczęściej tych w wieku „poprodukcyjnym”. I nie ma co się oszukiwać, z punktu widzenia ekonomii państwowej (ZUS), jest to sytuacja korzystna. To globalnie. A jakie ma znaczenie, że prace nad teorią grawitacji Alberta Einsteina przerwało pęknięcie tętniaka aorty brzusznej, że o tej samej przyczynie śmierci generała Charlesa de Gaulle’a nie wspomnę? To szczegółowo.
Na schizofrenię cierpi 1% populacji, a na tętniaka aorty brzusznej ok. 5% po 50-tym roku życia. Każdy coś może powiedzieć o schizofrenii, a ilu o tętniaku? Schizofrenia nie jest bezpośrednią przyczyną zgonów, a śmiertelność z powodu pęknięcia tętniaka aorty brzusznej sięga 90%. Dlatego też, jak wspomniałem, uważam tę chorobę za ekstremalnie lekceważoną.
Nie da się przewidzieć momentu pęknięcia tętniaka, a kwalifikacja do leczenia operacyjnego jest wielce niedoskonała. Pacjenci kwalifikujący się do zabiegu i tak muszą czekać w kolejce, bo NFZ nie zapewnia wystarczających środków, by jej uniknąć. Słyszymy, że do wielu operacji chorzy muszą długo czekać. Na przykład do wszczepienia endoprotezy stawu biodrowego nawet kilka lat. Tylko, że zwyrodnienie stawu biodrowego nie jest przyczyną śmierci. A pacjenci zakwalifikowani do leczenia inwazyjnego tętniaka aorty brzusznej często też oczekują latami. Jakoś nikt nie liczy ilu z nich nie doczekało. A są dowody, że dane personalne z nekrologów pokrywają się z tymi z listy, już można powiedzieć, „nieoczekujących”.
Wielu lekarzy z niejaką beztroską „radością” informuje pacjentów, że zdiagnozowali im „bombę w brzuchu”. I wtedy ci chorzy ustawiają się w kolejce, raczej bez tej radości, być może po tytułową śmierć. Ale jest, na fali sukcesów PIS-u iskierka nadziei, że jeśli nie Naczelny Opiekun Chorych to może Naczelny Opiekun Broni tą bombę rozbroi rękami rezydentów. A co, za 2 400 to tylko w Biedronce, a więcej to pewne u saperów.

Comments